8 sierpnia 2013

BT n°2

Kilka dni temu wróciłam z kolejnego "Obozu Odważnych" (czyli Bátor Tábor). Uwielbiam to miejsce. Jestem po prostu w nim zakochana. Motto nasze jest "gdzie zawsze świeci słońce", i to jest prawda! Nawet kiedy byłam tam w listopadzie, świeciło słońce... 
OK, może tych 43 stopni w zeszłym tygodniu to przesada, ale i tak. :P
Wiem, że tutaj nigdy nie pisałam o tym obozie tak normalnie, żeby wszyscy zrozumieli, o co tam chodzi. Ale to nie jest łatwe, kiedy człowiek jest w samym środku wszystkich tych wydarzeń. I to nie jest łatwe do sformułowania. 
Może z zdjęciami będzie lżej :-)

Na zajęciach plastycznych. Jak (nie) widać, jestem po prawej i chyba właśnie coś tłumaczę. Ale już nie pamiętam, może tylko coś mówię do dzieci. :P Na tych zajęciach dzieci robiły pamiętniki, które mogły ozdabiać tak jak chciały. Dziewczynka po lewej mieszkała w naszym domku.
A K. (z okularami) był po prostu prześmieszne, robił takie miny, że cały obóz go znał już po pierwszym dniu. :)

Trzy Słowaczki z naszego domku. Ta w środku była też w zeszłym roku :)

T. i G. z naszego domku. T. była naszą małą księżniczką, która w ogóle innymi się nie interesowała. Zawsze chciała być pierwsza i nigdy nie rozumiała, dlaczego musimy innych też posłuchać. Rozpieszczone dziecko. :) A G. - ona po prostu wszystko wie o naturze, o zwierzętach! Pewnego wieczoru ona przyszła do mnie i zapytała: "Powiedzieć Ci ciekawostkę o samcach komarów?" :D Nigdy nie zapomnę tego momentu... 

Oto jubileuszowy, bo dziesiąty międzynarodowy turnus :)) (Jestem w samym środku ;))

D., słoneczko naszego domku... Ona zawsze była otwarta, uśmiechnięta i chętna. Powiem szczerze, że razem z tą dziewczynką, z którą jest na następnym zdjęciu, one były moje ulubione na całym obozie.

Oto D. i A.: właśnie chcą zdecydować, kto idzie pierwsza na Szellő :) 

Domek numer 1. :)

A na koniec dwie Polki na programie "Tajemniczy Las", gdzie jedno z zadań polegało na przeprowadzeniu drugiej osoby przez labirynt. :)
Jakby metafora całego obozu, gdzie dziewczynka w różowej koszulce jest wolontariuszem, a druga - dziecko.
Wiem, że to tylko kilka chwil z całego tygodnia, ale nie można po prostu opisać tego procesu, jak w ciągu tygodnia dzieci stały się coraz odważniejsze, coraz bardziej uśmiechnięte i otwarte. Musieliśmy nad tym dużo pracować. Na przykład: w tym roku przyjechał chłopak, który ma tylko jedną rękę. W zeszłym roku też był, więc znał wszystkie programy, i już z góry zdecydował, że w tym roku nie chce brać udziału w łucznictwie, bo w zeszłym roku mu się nie udało strzelać. Natomiast nasi fajni wolontariusze (którzy prowadzą ten program) wymyślali taki sposób, żeby on też mógł strzelać - nogą! 

Tak strzelają inne dzieci.

A tak strzela to dziecko, którym udało się to zrobić po raz pierwszy w życiu...

Sądzę, że właśnie na tym polega istota Bator Tabor: dać szansę wszystkim dzieciom. I to trudna praca. Ale chyba najpiękniejsza na całym świecie...