28 sierpnia 2011

"... zobaczysz jak przywita pięknie nas warszawski dzień!"

Ostatni tydzień lata spędzę w Warszawie z Juli! :) Jutro wyjeżdżam o 7.35, dotrę do stolicy Polski o 18.30, fajnie mi będzie! Wrócimy razem do Budapesztu nocnym pociągiem w sobotę. Cały tydzień w Warszawie - jak w bon vieux temps... :) Bardzo się cieszę, bo właśnie w tym tygodniu odbędzie się Festiwal Kultury Żydowskiej; mam nadzieję, że uda nam się obejrzeć tyle koncertów, wystaw itd., ile tylko chcemy. :)


16 sierpnia 2011

ma ja eesti keel, czyli ja i język estoński

Nie wiem, co się stało, ale zostałam "fanką" tego języka, tego kraju i tego państwa. Właściwie... dokładnie wiem, co się stało. Około miesiąc temu byliśmy z Benedekiem na Laulupidu ('święto piosenek/muzyki'), co jest największym świętem takiego ludowego, z-polityką-nie-związanego rodzaju. Celem tego święta jest śpiewanie, muzyka i taniec. Wszystko ludowe: piosenki, tańce, ubrania, hot dogi i magnesy sprzedane przy wejściu... :P 

Świętują tu ludzie, że są wolni i niezależni (od, oczywiście, byłego Związku Radzieckiego). Należy wiedzieć, że Estonia była członkiem ZRu aż do 1994 roku... Wtedy zniknęli ostatni Sowieci. Oficjalnie 'Eesti' już od 1988 był niepodległy, ale ciągle jako część Związku Radzieckiego. W tym roku odbyła się 'rewolucja śpiewająca': dwa miliony ludzi robiło łańcuch trzymając siebie za rękę i śpiewając - na całej ziemii trzech państw bałtyckich. To miało swoje efekty: Estonia została nipodległym państwem 20 sierpnia 1991 roku (już miałam dwa lata). Ale ten Laulupidu nie ma prawie nic związanego z tymi faktami, ponieważ istnieje od 1869. Tylko tyle, że podczas socjalizmu było to jedynym estońskim świętem, które można było obchodzić. Więc dlatego Laulupidu ma w sobie uczucia związane z wolnością, z walką, z odwagą.   
Przepraszam za szare historyczne fakty. ;) 

Więc w tym roku miałam możliwość, żeby w jakiś sposób zostać Estonką, oglądając ludzi tańczących, słuchając śpiewających i grających. Nie można ich oglądać bez łez specjalnych, nienormalnych myśli z typu 'jedno chcę: być estończykiem i świętować z moimi rodakami'. Albo przynajmniej znać ich język! Ja kilka słów już mówię po estońsku, powiedzmy, że podstawę języka znam - jestem na takim samym poziomie, jak byłam z polskiego przed pierwszym rokiem uniwersytetu. :) A jak zaczęłam się uczyć polskiego, tak we wrześniu zacznę estoński. :) Wiem, że szalona jestem, ale po tym Laulupidu nie można inaczej robić, czuję w sobie siłę, żeby przez muzykę poznać język. Powiem szczerze, że czego miesiąc spędzony w Estonii (rok temu) nie mógł  udostępnić, czyli motiwację uczenia się tego języka - udało to się tym świętu podczas trzech dni. 

A na koniec dwie piosenki dla tych, którzy są zainteresowani.


'Mis maa see on?' - Która to jest ziemia?


'Eesti muld ja eesti süda' - Estońska ziemia i estońskie serce

11 sierpnia 2011

znów w Budapeszcie :)

Rodzinne wakacje były wspaniałe, byliśmy w Alsópáhok, to małe miasto blisko Balatonu. Oto kilka zdjęć o naszej rodzinnej wycieczce. :)


"Przyjaźń jest w piwie!" :D


Typowy wiejski dom, niestety tym razem zamknięty. Oczywiście dziś już bardzo mało ludzi mieszka w takich domach, a niektóre ciagle działają - jako muzeum.


To kiedyś był dwórem, obecnie jest ruiną... Co śmieszne, to słowo 'fenék' znaczy po węgiersku "tyłek", a oryginalnie napisano było 'Fenékpuszta' ('puszta tyłku'), czyli nazwa tego miasteczka.


W tym domu mieszkaliśmy w Alsópáhok.


To zupa rybna zrobiona à la hongroise :)


Bardzo dobre balatońskie białe wino...


... które jest robione np. w takich górach.


Oto jedna z winnic, których dużo jest nad Balatonem.


To ja. :P


To Balaton, największe jezioro na Węgrzech, często nazywane 'węgierskie morze'.


Tu wieje wiatr i pada deszcz, a tam świeci słońce. :P


Moi rodzice w ładnej pogodzie.


To góra 'Badacsony' nad Balatonem.


Nad Balatonem pierwszy język to niemiecki, ponieważ większość turystów jest z Niemiec.


Młyn w Tapolca, bardzo ładne miasto nad Balatonem.


Fontanna i jezioro, też w Tapolca.


Kościół z XIII wieku w Felsőörs.

5 sierpnia 2011

rodzinne wakacje :)

Zaczynają się jutro i trwają do następnej środy, wtedy wracam do Budapesztu i wpiszę kolejną notkę. :) Niosę ze sobą dwie książki: "Dom dzienny, dom nocny" Olgi Tokarczuk i "Ébène" (tłumaczenie francuskie polskiego "Hebana") Ryszarda Kapuścińskiego. :) Jakbym miała dosyć polskiego, to czas na francuski i z powrotem. Nie ma nic lepszego od znajomości tych przepięknych języków! (Może jednak znajomość węgierskiego. :P) 

4 sierpnia 2011

nowe życie :)

Jesteśmy zaręczeni i jesteśmy w trakcie przeprowadzania się. Może wszystko to trochę szybko, ale dla nas tak jest najlepiej. :) Jeśli wszystko pójdzie, od września będziemy razem mieszkać. Co do ślubu, data nie jest jeszcze ustalona, co pewne, nie będziemy mariés za mniej niż rok. Nawet planów nie mamy, wszystko w swoim czasie. Przedtem musimy spróbować wspólnego życia, i myślę, że nie będzie to tylko i wyłącznie przyjemnością. :P Zobaczymy. Mieszkanie mamy, tyle że powinniśmy trochę je remontować i to nie idzie tak szybko. Już pracujemy nad tym, np. jutro podpiszemy umowę na wymianę okien. Mamy nadzieję, że nowe okna już na koniec sierpnia będziemy mieć - jak nie, to ciężko będzie, bo pogoda we wrześniu nie jest zawsze tak ładna, żeby przez kilka godzin żyć bez okien. :P Szczególnie w tym roku, gdy nawet w lipcu ciągle pada... :/  

3 sierpnia 2011

zmiana tytułu

Dawno nie pisałam po polsku... Jak wszyscy zapewnie wiecie, już nie ma mnie w Warszawie, chociaż planuję tam pojechać za niedługo, na koniec miesiąca. :) Zatem od tego momentu nie chodzi (tylko :P) o Warszawę, lecz o moje polskie życie, albo o moje przygody z tym przepięknym językiem. Jest i będzie ich wiele... :) 
W Paryżu miałam możliwość, żeby regularnie ćwiczyć polski - z Michałem i Olą, moimi "paryskimi" pryzjaciółmi, których spotykałam przynajmniej co tydzień. Jakby rozmowa nie była wystarczająca, Michał przygotowywał dla mnie ćwiczenia gramatyczne, tłumaczenia (francusko-polskie), pytania wymagające dłuższą odpowiedź itd. Nieźle było... :) Najbardziej lubiłam tłumaczenia z francuskiego na polski, jak np. tekst z Mikołaja (fr. Le Petit Nicolas) albo z Lekcji (fr. La leçon) Ionesco. Z polskiego na francuski spróbowałam tylko raz, ale wystarczyło, żeby wiedzieć, że jeszcze nie jestem na takim poziomie. :P 
Teraz w Budapeszcie perspektywy już nie są tak dobre. Niestety, ani przyjaciół, ani zajęć polskiego nie mam i nie będę miała w ybliżającym się semestrze. Mam nadzieję, że uda mi się chodzić na kurs w Instytucie Polskim, ale wszystko zależy od mojego planu zajęć. Ale przedtem jeszcze pomogą mi Gosia i Michał, którzy przyjeżdżają w pierwszym tygodniu września... :)