25 września 2011

wraca smak dawnych dni... :)

Kiedyś w październiku (albo w listopadzie, już nie pamiętam) poszłyśmy na imprezę muzyczną w Muzeum Literackim w Warszawie, gdzie pewna kobieta (jej nazwiska nie pamiętam oczywiście :P) śpiewała piosenki Piaf po polsku. Najbardziej podobał mi się Akordeonista, a kilka dni temu znalazłam na youtube, śpiewany przez Monikę Węgiel (może to ona śpiewała wtedy?). Milord też mi się podobał, niestety nie znalazłam w dobrej wersji. 
Czasami się zastanawiam, co Polacy o tych piosenkach sądzą? Bo jak ja słyszę wersję węgierską danych piosenek (francuskich np.), to najczęściej uważam ją za głupią. :P Akordeonista podoba mi się, bo 1. lubię oryginalną wersję też, 2. podoba mi się tekst, np. te bardzo proste, naiwne i zbyt często używane zdania jak "miłość jest zawsze tam, gdzie muzyka" albo "śmierć jest tam, gdzie się kończy muzyka". Więc dokładnie wiem, że nie mam prawdziwego powodu, żeby tak lubić te piosenki (Milorda posłucham właśnie piątym razem :P), chyba sam fakt, że najpierw były po francusku, a teraz są śpiewane po polsku, jest dla mnie dosyć przekonujący. :) 




Tak samo czuję zresztą w zwiazku ze książkami. Wystarczy mi, żeby książka była przetłumaczona z francuskiego na polski, już pewna jestem, że będzie mi się podobać. I się nie mylę! (Przynajmniej do dziś miałam tylko dobre doświadczenia. :P) Właśnie otrzymałam Pana Ibrahima i kwiaty Koranu od Michała, który chyba już miał dość francuskiej literatury przetłumaczonej na polski (żartuję :)). No i tą książkę przeczytałam w ciągu kilka godzin (63 stron). Bardzo ładna historia, polecam wszystkim. Dawno temu oglądałam film kręcony na podstawie książki, ale niczego nie pamiętam oprócz tego, że Omar Sharif grał rolę Pana Ibrahima. Zresztą chyba ja jestem głupia, ale jak zaczęłam czytać, przekonana byłam, że to Emile Ajar napisał, bo, jeśli się nie mylę, w jego książce (La vie devant soi) też chodzi o pewnego Momo. A to w ogóle nie on, bo tą moją książkę napisał Eric-Emmanuel Schmitt (tak, Francuz :P), od niego już znam L'Evangile selon Pilate, ale mi się nie podobał. Ale ten Pan Ibrahim naprawdę jest jedną z najpiękniejszych powieści, które czytałam. Dziękuję raz jeszcze! :)

22 września 2011

ci Polacy... :)))

Nie wiem, kto powiedział, że Polacy są wszędzie, ale miał rację! :D Wczoraj na zajęciach estońskiego widziałam nowe twarze i słyszałam, że mówią po węgiersku ze znanym przeze mnie akcentem, np. palatalizują wszystkie "-ni" na końcu bezokoliczników... Niestety poszli przed końcem zajęć, więc nie mogłam zapytać, czy są Polakami. Ale dziś zobaczyłam ich na kampusie i zapytałam, no i okazało się, że naprawdę są z Polski! Długo rozmawialiśmy przed estońskim i dowiedziałam się, że studiują hungarystykę (strasznie nie lubię tego słowa) w Krakowie i w Poznaniu i są na stypendium, które chcą wydłużyć na cały rok akademicki. :) (A estoński dla nich jest obowiązkowy, dlatego mogłam się spotkać z nimi. :D) Ale to nie wszystko! W zeszłym tygodniu, też na estońskim, siedziałam obok chłopca, który miał torbę z napisem polskim, zapytałam, czy się uczy polskiego, odpowiedział, że tak, ale dziś się okazało, że też jest Polakiem (mówiącym po węgiersku)! Co więcej, on - nareszcie ktoś! - studiuje w Warszawie, również na hungarystyce. :D W taki sposób w grupie estońskiego jest sześć osób mówiących po polsku, czyli połowa grupy. :D 
Zresztą, poszłam dziś do IP, żeby się wpisać na kurs języka na poziomie C1, a kobieta, z którą rozmawiałam (najpierw po węgiersku, a potem po polsku), zapytała, czemu ja chcę tam chodzić na kurs, precież tak ładnie mówię!? :D 

20 września 2011

:((

Niestety nie mogę chodzić na te zajęcia tłumaczeń, bo w po-ostatniej chwili zmienili termin! :( Naprawdę w "po-ostatniej", ponieważ okres zarejestrowania się na kursy trwał do niedzieli, a ja sprawdziłam mój plan zajęć w ciągu tamtego dnia, i nic, a jak wczoraj sprawdziłam, widziałam, że Tłumaczenie z polskiego na węgierski jest już w piątek, właśnie w tym samym terminie jak mój wykład (obowiązkowy i naprawdę bardzo ciekawy) literatury francuskiej. :(( Głównym problemem nie jest to, że zmienili termin, ale to, że za póżno, i w taki sposób już nie mogę zmienić planu... :( 

17 września 2011

czwarty rok, pierwszy tydzień

Pierwsze wrażenia są bardzo dobre! :) W poniedziałek mam Historię literatury francuskiej w XVIII wieku, wykład jest prowadzony przez mojego ulubionego wykładowcę, więc dobrze się tydzień zaczyna. Potem mam WF, który ja chciałam, ponieważ od dawna nic takiego nie robiłam, i czułam, że jak nie teraz, to nigdy nie będę chodzić na takie zajęcia. Bardzo mi się podobało, oprócz faktu, że po pierwszym razie nie mogłam normalnie chodzić, tak nogi mi bolały. :P Pojutrze zobaczymy, czy drugim razem też będzie tak męczące. (Chyba tak. :P) Po WFie mam zajęcia Węgierskiego jako języka obcego - też ja wybrałam, nie jest to dla romanistów obowiązkowe. Chodzimy razem z Fanni (jak na WF zresztą). :) Bardzo mi się podoba temat tych zajęć, chodzi o problem uczenia cudzoziemców węgierskiego (i w ogóle języka ojczystego). Prof nie jest do końca sympatyczny, ale raz w tygodniu możemy znieść. Wspaniały początek, wspaniały koniec dnia: Konstrukcja zdań francuskich i metoda tłumaczenia. Jeszcze nie rozumiem, o co chodzi, czytaliśmy tekst i spróbowaliśmy najpierw wytłumaczyć po francusku, a potem przetłumaczyć na węgierski. I tak mi się podoba, bo, jak wiadomo, uwielbiam tłumaczenie. :) Po tych zajęciach będę chodzić do Instytutu Polskiego (IP) na polski, niestety kurs się zaczyna dopiero w październiku. 
We wtorek mam Czytanie tekstów literackich z XIX wieku, czyli zajęcia literackie, chyba to lubię najmniej, już miałam dość tego okresu w Paryżu, gdzie również miałam Littérature française au XIXième... Po literaturze mam chyba najbardziej interesujące zajęcia, których jeszcze nie miałam: Tłumaczenie z polskiego na węgierski! Znalazłam te zajęcia przez przypadek i ciągle nie wiem, czy mam prawo na nie chodzić, bo prof nie chce mi odpowiedzieć i katedra (lektoratu węgierskiego :P) była już zamknięta, gdy w czwartek poszłam zapytać. Byłoby tak fajnie, jakbym mogła chodzić na te zajęcia!!! Po tym cudzie (:P) mam jedyne polskie zajęcia: Historia literatury polskiej (nie wiem jeszcze, którego wieku). Hurra, nareszcie coś po polsku! :D 
W środę zaczynam dzień z literaturą (jak inaczej?): Czytanie tekstów literackich z XVIII wieku, znów z moim ulubionym wykładowcą. :) Potem mam Język francuski 9 (tak, 9, w pierwszym roku mieliśmy 1-6, w drugim 7-8, a teraz 9), gdzie (na)uczymy się pisania po francusku - jak napisać teksty raczej literackie bez błędów. :P (Chyba już za późno na to...) Na koniec dnia czeka na mnie trochę językoznastwa: Analiza i budowa tekstów francuskich. W tym tygodniu nie poszłam, bo miałam załatwić oficjalne sprawy. Po tych zajęć też będę chodzić do IP. :)) 
W czwartek zaczynam podobnie: Czytanie tekstów literackich z XVII wieku - w programie Racine, Corneille, Molière, których bardzo lubię, więc cieszę się. :) Mam jeszcze Francuski język fachowy - nie wiem, dlaczego fachowy, bo tam tłumaczymy z węgierskiego na francuski. Podoba mi się! :) To prawie koniec tygodnia, w piątek mam tylko wykład Literatury francuskiej w XVII wieku trwając 45 minut, czyli nic. :P 
Dużo mam literatury, więc dużo książek muszę przeczytać - na szczęście już większość znam. :) Bardzo mało mam polskiego, ale mam nadzieję, że w IPm kurs będzie tak wspaniały, że całkiem zastąpi zajęcia. :)

11 września 2011

polskie książki w naszym mieszkaniu :)


Agatha Christie: Autobiografia - dostałam od Juli na urodziny w Warszawie, zaczęłam czytać, ale wydaje mi się, że nigdy nie skończę, tak gruba jest ta książka :P
Rowling: Harry Potter i czara ognia - kupiłam w Warszawie kiedyś w październiku, chyba to była pierwsza książka, którą przeczytałam po polsku :)
Sempe-Goscinny: Nieznane przygody Mikołajka (tom I) - również kupiłam w pierwszym semestrze, po przeczytaniu tomów II i III po węgiersku i po francusku :D
Prus: Nowele - dostałam od Michała, jeśli dobrze pamiętam (przepraszam...), przeczytałam kilka tych nowel, ale nie wszystkie.
Saint-Exupery: Mały Książę - kupiłam w Krakowie w marcu 2009 roku, kiedy po raz pierwszy byłyśmy razem w Polsce z Juli; ciągle pamiętam, że ostatniego dnia tamtego pobytu już o 9 czekałyśmy przed księgarnią, która jest otwarta od 9.30 (albo jeszcze później :P) i w której, jak się okazało, tej książki nie było, tylko w drugiej, która już od 9 była otwarta... :D Ale i tak kupiłam książkę, co prawda trochę zimno nam było. :P
Milne: Kubuś Puchatek i Chatka Puchatka - kupiłam w Warszawie w Realu :P Jest kilka takich książek, które kupuję mimo to, że są dla dzieci, ponieważ uważam, że są bardzo dobre i ważne w moim życiu :)
Schulz: Sklepy cynamonowe - dostałam od Ani kiedyś w przeszłym roku, albo jeszcze wcześniej, i muszę przyznać, że nigdy nie uda mi się jej przeczytać w całości, choć wiem, że Schulz jest jednym z najlepszych polskich pisarzy i że ta książka na pewno by mi się podobała. Ale jeszcze jest dla mnie trochę trudna.
Alechem: Dzieje Tewji Mleczarza - kupiłam w Warszawie, bardzo się cieszyłam i cieszę, że znalazłam, bo jest to jedną z moich ulubionych książek :) Wciąż szukam Pieśń nad pieśniami tego samego pisarza - oglądałam w teatrze i przeczytałam parę razy po węgiersku, ale nie wystarczy. :P
Mrożek: Tango - kupiłam w ostatnim dniu mojego warszawskiego semestru, uwielbiam pisarza, dwa razy przeczytałam :)
Barbara Stanisławczyk: Od jutra - kupiłam w przeszłym tygodniu w Warszawie, podobał mi się opis treści :)
Paziński: Pensjonat - również ostatnio kupiłam, bo 1. podobał mi się opis treści, 2. ktoś mi już tę książkę polecał, tylko nie pamiętam, kto - aktualizacja: Michał mi pomógł i już pamiętam, to było Tomek :)
Krzysztof Varga: Gulasz z turula - kupiłam w 2009, po spotkaniu z pisarzem w budapeszteńskim Instytucie Polskim, wydawało mi się wtedy, że ta książka musi koniecznie być dobra... Nie miałam racji. :P
Jan Lechoń: Cramoisi, argent et noir - dostałam od Michała kiedyś w marcu (albo lutym?), to są wiersze w dwujęzycznym wydawniu (pl-fr) :))
Hłasko: Ósmy dzień tygodnia - kupiłam w Krakowie w 2009, po prostu dlatego, że była cienka i że zrozumiałam cały tytuł od razu :D (po 6 miesiącach uczenia się polskiego to już coś! :P)
Idiomy francuskie wytłumaczone po polsku - dostałam od Juli, jeśli dobrze pamiętam kiedyś w 2010 :)
Słownik języka polskiego - kupiłam w Warszawie w przeszłym październiku, i coraz bardziej lubię ten wspaniały kolor. :P
Słownik wyrazów bliskoznacznych - dostałam od Michała w Paryżu :) (dzięki!!!)
Polonais - słownik polsko-francuski i francusko-polski w jednym, kupiłam w Paryżu :)

(Opowiadania o miłości i Pusta woda nie są moje :))

Na razie tyle, mam nadzieję, że ta lista wkrótce się wydłuża... :))

5 września 2011

koniec lata :)

Cieszę się końcem tej pory roku, ponieważ brak mi uniwersytetu. Co prawda mam jeszcze tydzień wolności, ale nudzić się nie będę: przyjadą dziś wieczorem Gosia i Michał! Już od lipca czekamy na to! :) Nie wiem, co będziemy razem robić, tym mniej, że mam wiele spraw związanych z mieszkaniem i uniwersytetem (m. in. ciągle mam jakieś erasmusowe dokumenty, które powinnam wypełnić i podać komuś tam w tym przesympatycznym biurze), ale jestem pewna, że znajdziemy czas na polski. :P 
Po tym tygodniu zaczyna się mój ostatni rok licencjatu na ELTE, będę miała super zajęcia, i na szczęście większość moich wykładowców już znam. Czekam na 12 września. :)) 

Już prawie "mieszkamy" w Budafok, czyli w naszym nowym mieszkaniu. Mamy nowe okna, już to poprawia jakość, a staramy się posprzątać wszystko, choć wydaje mi się, że to jest niemożliwe. :P Jednym słowem, jeśli wszystko będzie dobrze, za miesiąc już wszystkie nasze książki, ubrania i inne majątki będziemy tu mieć. :))

PS. W Warszawie EKSTRA było. :)