27 października 2012

Bátor Tábor

O tym tutaj jeszcze prawie nie pisałam. Więcej informacji o obozie tutaj, bo ja nie chcę napisać tego, co już jest bardzo dobrze napisane. :)

Dużo o tym myślę, prawie codziennie. Ten obóz jest taki, że jeśli człowiek wejdzie tam raz w życiu, to nie wróci tak samo jak wszedł. 
Dzisiaj poszukałam listów, które dostałam podczas obozu z dzieci, którymi się najwięcej zajmowałam. 


Ten list dostałam od Dari, dziewczynki, która bardzo mnie lubiła (a która nie wiedziała, że słowo "cimbora" trochę inaczej się pisze, ale nie szkodzi); niestety dużo płakała, bo - ona tak mówiła - mama jej obiecała, że na Bator Tabor będzie dużo czekolady, ale czekolady akurat w ogóle na BT nie ma. :P
Madzia nie mieszkała w naszym domku, ale raz się z nią spotkałam, gdy tłumaczyłam na jeździe konnej :) Ona była zawsze uśmiechnięta i bardzo, bardzo miła!
Ada... to może ona była dla mniej najbardziej sympatyczna z tych dziewcząt, które w naszym domku mieszkały. Ona była trochę zaniedbana, ale bardzo grzeczna i też zawsze uśmiechnięta.
Gabi, najmłodsza dziewczynka na całym obozie, ona ma 7,5 lat. :) Uwielbiam ten "czećś" i "otpisz" :) 


Są takie rzeczy na Bator Tabor, z którymi się nie zgadzam. Na przykład to, że po turnusie nie wiesz, co się dzieje z dziećmi. Rozumiem logikę, według której nasze "wspólne życie" trwa tylko przez ten tydzień, i nie musisz koniecznie wszystko o ich "prawdziwym", nie-batortaborowym życiu wiedzieć, ale byłabym ciekawa, co Gabi albo Ada robi w tym momencie. :)

10 października 2012

brak polskiego - brak wpisów?


Przepraszam za ciszę, jak zawsze. Wydaje mi się, że nigdy się nie nauczę wiedzy regularnego pisania na blog... :P

First of all, już miesiąc temu Ania i jej Mateusz przyjechali do Budapesztu, żeby odwiedzieć mnie i stolicę Węgier. Tydzień szybko minął, a niestety nie udało nam się spędzić zbyt dużo czasu razem, ponieważ miałam liczne sprawy do załatwienia na uniwersytecie, a poza tym kilka wcześniej ustalonych spotkań. Ale udało nam się razem odwiedzieć Zamek Budy i część Śródmieścia. Cieszę się, że Budapeszt spodobał się Mateuszowi ;-) 

Ach, zapomniałam, że przed tym polskim tygodniem w Bpcie jeszcze byliśmy w Bułgarii, Benedek, nasi bracia (którzy się urodzili tego samego dnia tego samego roku :P) i ja! Było całkiem fajnie, poza faktem, że miasta w tym kraju są okropne, po prostu tak zaniedbane i brudne i śmierdzące (naprawdę, bo mają duże kosze na ulicy, które są otwarte, a skoro latem jest bardzo gorąco, wszędzie czuć ten zapach...), że człowiek nie ma ochoty nawet na krótki spacer. 
Przykład: 

Sofia
Ale to nie znaczy, że cała Sofia jest taka brzydka ;)

Np. gdy człowiek wejdzie do środka cerkwi, poczuje się od razu lepiej. :P
Albo gdy patrzymy na góry, to też nie jest źle :)

Gdy już mieliśmy dość stolicy, wyjeżdżaliśmy... nad... MORZE!

Pierwszy rzut oka na morze w Krajmorie :))
Morze i zachód słońca i nadchodząca burza... :) 
Tak wygląda plaż, kiedy pogoda jest trochę gorsza (mniej niż 25 stopni :P).
Tak wygląda Vera, kiedy BARDZO się cieszy morzem :D

Po powrocie na Węgrzech byli u nas więc Ania i Mateusz, ale o nich już pisałam. :) A potem powoli zaczynał się rok akademicki... Pytanie było, czy będę mogła chodzić na polski. O tym musiałam porozmawiać z nową lektorką ELTE, niestety nie udało się ustalić pasującego terminu, co znaczy, że w tym semestrze nie mam polskiego... :(((((((( 
Co do magisterki, ona jest po prostu F-A-N-T-A-S-T-Y-C-Z-N-A!!! Poza wykładami, wszystkie zajęcia są ciekawe, mają sens i motiwują nas do pracy, co na licencjacie wydawało się niemożliwe. Mamy mnóstwo zadań, trzeba naprawdę dużo pracować, ale człowiek po prostu czuje, że warto. :)) Mamy zajęcia z tłumaczenia (w sensie przekład i tłumaczenie) z francuskiego na węgierski i odwrotnie, tak jak z angielskiego na węgierski. :) Uwielbiam. :)