31 grudnia 2012



Życzę wszystkim Czytelnikom 
szczęśliwego, wesołego, spokojnego 
Nowego Roku! :) 



26 grudnia 2012

Boże Narodzenie 2012

W tym roku BN było trochę takie "tak naprawdę nie chcę tego robić, ale zrobię, bo taka jest tradycja". Mieliśmy dużo klopotów, szukając prezentów i je kupić, poza tym ostatnie tygodnia nie udały się jak najlepiej, z różnych powodów. Ciągle nie jestem w najlepszym nastroju, częściowo, bo się choruję, częściowo, bo mam dość tego Bożego Narodzenia.
Dostałam natomiast parę fajnych prezentów - wydaje mi się, że inni mieli lepsze pomysły niż ja -, i wszystkie moje egzaminy są na razie udane. W sumie to BN powinno być szczęśliwe, ale jakoś nie jest. Mam nadzieję, że w 2013 będzie tak samo udane jak było rok temu :)


11 grudnia 2012

o losie tłumaczy (i trochę o uniwersytecie) :P

Już zima?! Niemożliwe.

Prawie skończyłam pierwszy semestr magisterki, jupi i nie. Jupi, bo miałam fajne zajęcia z fajnymi profami, którzy wymagali od nas dużo pracy. Nie, bo szkoda, że koniec, i nie, bo jutro i pojutrze, i w poniedziałek czekają na mnie egzaminy.
Znowu trafiłam na kierunek, który po prostu mi pasuje. Zajęcia tym razem były dosłownie fascynujące, bo tłumaczenie zawsze mnie interesowało, głównie ustne, ale też pisemne, a UE też zawsze mnie interesowała, tak samo jak międzynarodowe sprawy poza UE. A na tym kierunku wszystko to mam! :) Po raz pierwszy w życiu czuję dwie rzeczy: 1. im więcej się uczę, tym mniej wiem (bo tym lepiej widzę, jak mało wiem), 2. ten kierunek ma prawdziwy, konkretny, widoczny sens! Nie tak jak na francuskim (który i tak bardzo lubiłam), że wychodzę z uniwersytetu i to, co właśnie na zajęciach słyszałam, już nie ma znaczenia, bo to kompletnie inny świat. Nie. Teraz wychodzę z uniwersytetu i widzę, że to, co właśnie słyszałam np. w związku z UE, ma wpływ na moje własne życie. Przyznam, że może jestem sama z tym uczuciem, ale to mnie i tak cieszy. :)
Dużo w tym semestrze tłumaczyłam tekstów węgierskich na francuski, co jest największym wyzwaniem, ponieważ skąd biedna Węgierka ma wiedzieć, czy jej tekst brzmi naprawdę po francusku? :P Nie?
Ale co mnie najbardziej ekscytowało (:P), to tłumaczenie ustne, i głównie, notatki. Tak, notatki, bo ja uwielbiam pisać (choć to niestety się nie sprawdza na tym blogu) - natomiast żeby dobrze tłumaczyć, nie można wszystkiego napisać, ale trzeba tyle zanotować, żeby wiernie oddać oryginalne przemówienie. Wyzwanie nr 2 i jednocześnie nr 3, bo tłumacz(ka) nie jest spokojny/a po zakończeniu przemówienia, wtedy to on(a) reprodukuje oryginalne zdania w swoim języku. Niektórzy mówią, że to jest już łatwa sprawa, bo przecież mówimy codziennie po węgiersku, czytamy węgierską prasę, oglądamy telewizję/video na internecie, jednym słowem panujemy nad swoim językiem. Tak, to jest prawda we wszystkich sytuacjach oprócz tłumaczenia. Bo wtedy 1. nie możesz oglądać swoich notatek (patrz na słuchaczy!), 2. nie możesz szukać słów, robiąc "eee.... yyy..... khm khm", bo słuchacze czekają tylko na Ciebie, 3. musisz używać tych samych słów co usłyszałeś/aś w oryginalmym języku, nie inne (szczególnie jeśli chodzi o tekst fachowy, a zwłaszcza, jeśli chodzi o znany przez wszystkich temat, bo wtedy zauważą najmniejszy błąd!), 4. Twoja wersja nie może być dłuższa od oryginalnej. Więc żadnej presji, i w takich warunkach trzeba jeszcze panować nad swoim językiem. :P
Kto nie chciałby zostać tłumaczem, no nie?

A na koniec oto moja grupa uniwersytecka, gdzie naprawdę wszyscy chcą zostać tłumaczami (oprócz dwóch osób, ale ich tu niestety nie ma) - sami ambitni ludzie, nie? :))