9 grudnia 2013

Pięć godzin w Zakopanem :)

W sobotę wyjeżdżaliśmy do Zakopanego na jeden dzień. Pobudka o 3:45, odjazd o 5:50, przyjazd o 12:30. W samym Zakopanem spędziliśmy 5 godzin: wyjazd o 18, a przyjazd do Budapesztu o 23:50... :P Nie mówię, że nie było warto, ale jechać przez 12 godzin to zdecydowanie za dużo. Cały dzień padał śnieg, było przepiękne! :) Co więcej, nareszcie mogłam mówić po polsku! Z Polakami! :D 








17 listopada 2013

mało słów, dużo zdjęć ;)

Dawno nie pisałam, to była chyba najdłuższa przerwa w pisaniu tego bloga. (Mam nadzieję :P)

Co się zdarzyło od połowy sierpnia?

Po pierwsze, byliśmy w Alzacji z Benedekiem, jego mamą i bratem. Odwiedziliśmy przepiękne miejsca we Francji, Niemczech i Szwajcarii. Kilka zdjęć:

Colmar (Francja)

Colmar

Colmar

Benedek rozmawia z kotem w Munster :D

Munster (francuski :))

jezioro w Longemer (Francja)

Freiburg (Niemcy)

Bazylea (Szwajcaria)

Bazylea i Ren :)

Na początku września chórem pojechaliśmy do Aggtelek, do cudownej jaskini, gdzie mieliśmy koncert! Było to fantastyczne przeżycie.




A potem zaczął się mój trzeci semestr na magisterce... Ostatni rok na uniwersytecie. Początek był ciężki, ale już się przyzwyczaiłam do "mamy tylko tłumaczenie ustne, a z tego mnóstwo". :D
W paźdźerniku kupiłam sobie smartfona. :P Na szczęście nie jest aż tak smart, więc nie mogę na nim cały czas fejsbukować. :P
A na początku listopada, tuż przed moimi urodzinami (ha! jestem stara!) odwiedziliśmy Kijów :)




Stacja metra :)


W metrze.



8 sierpnia 2013

BT n°2

Kilka dni temu wróciłam z kolejnego "Obozu Odważnych" (czyli Bátor Tábor). Uwielbiam to miejsce. Jestem po prostu w nim zakochana. Motto nasze jest "gdzie zawsze świeci słońce", i to jest prawda! Nawet kiedy byłam tam w listopadzie, świeciło słońce... 
OK, może tych 43 stopni w zeszłym tygodniu to przesada, ale i tak. :P
Wiem, że tutaj nigdy nie pisałam o tym obozie tak normalnie, żeby wszyscy zrozumieli, o co tam chodzi. Ale to nie jest łatwe, kiedy człowiek jest w samym środku wszystkich tych wydarzeń. I to nie jest łatwe do sformułowania. 
Może z zdjęciami będzie lżej :-)

Na zajęciach plastycznych. Jak (nie) widać, jestem po prawej i chyba właśnie coś tłumaczę. Ale już nie pamiętam, może tylko coś mówię do dzieci. :P Na tych zajęciach dzieci robiły pamiętniki, które mogły ozdabiać tak jak chciały. Dziewczynka po lewej mieszkała w naszym domku.
A K. (z okularami) był po prostu prześmieszne, robił takie miny, że cały obóz go znał już po pierwszym dniu. :)

Trzy Słowaczki z naszego domku. Ta w środku była też w zeszłym roku :)

T. i G. z naszego domku. T. była naszą małą księżniczką, która w ogóle innymi się nie interesowała. Zawsze chciała być pierwsza i nigdy nie rozumiała, dlaczego musimy innych też posłuchać. Rozpieszczone dziecko. :) A G. - ona po prostu wszystko wie o naturze, o zwierzętach! Pewnego wieczoru ona przyszła do mnie i zapytała: "Powiedzieć Ci ciekawostkę o samcach komarów?" :D Nigdy nie zapomnę tego momentu... 

Oto jubileuszowy, bo dziesiąty międzynarodowy turnus :)) (Jestem w samym środku ;))

D., słoneczko naszego domku... Ona zawsze była otwarta, uśmiechnięta i chętna. Powiem szczerze, że razem z tą dziewczynką, z którą jest na następnym zdjęciu, one były moje ulubione na całym obozie.

Oto D. i A.: właśnie chcą zdecydować, kto idzie pierwsza na Szellő :) 

Domek numer 1. :)

A na koniec dwie Polki na programie "Tajemniczy Las", gdzie jedno z zadań polegało na przeprowadzeniu drugiej osoby przez labirynt. :)
Jakby metafora całego obozu, gdzie dziewczynka w różowej koszulce jest wolontariuszem, a druga - dziecko.
Wiem, że to tylko kilka chwil z całego tygodnia, ale nie można po prostu opisać tego procesu, jak w ciągu tygodnia dzieci stały się coraz odważniejsze, coraz bardziej uśmiechnięte i otwarte. Musieliśmy nad tym dużo pracować. Na przykład: w tym roku przyjechał chłopak, który ma tylko jedną rękę. W zeszłym roku też był, więc znał wszystkie programy, i już z góry zdecydował, że w tym roku nie chce brać udziału w łucznictwie, bo w zeszłym roku mu się nie udało strzelać. Natomiast nasi fajni wolontariusze (którzy prowadzą ten program) wymyślali taki sposób, żeby on też mógł strzelać - nogą! 

Tak strzelają inne dzieci.

A tak strzela to dziecko, którym udało się to zrobić po raz pierwszy w życiu...

Sądzę, że właśnie na tym polega istota Bator Tabor: dać szansę wszystkim dzieciom. I to trudna praca. Ale chyba najpiękniejsza na całym świecie... 

24 lipca 2013

I love Google Archives.


tytuł

Nie piszę, bo po prostu zgubiłam wątek, za dużo się wydarzyło od ostatniej notki. Teraz postaram się nadrobić te miesięcy, podczas których nie pisałam ani słowa. Ale nic nie obiecuję, bo ostatnio zaczynałam tę notkę kilka razy, ale nigdy nie skończyłam, jak widać.

Głównym powodem tej ciszy jest brak wakacji. To znaczy, tak, skończyłam rok akademicki (o tym też chciałam pisać), ale pracuję przez całe lato, więc brakuje mi tego momentu, gdy jestem po wszystkich egzaminach i czuję, że przede mną tylko podróże i zabawy i spanie do dziewiątej. I brak tego wszystkiego doświadczam po raz pierwszy. Niektórzy mogą powiedzieć, że przecież mogłam się do tego przyzwyczaić, przecież moi rodzice też pracowali/pracują przez cały rok, ale to nieprawda, bo oni są nauczycielami, więc dla mnie pojęcie pracy latem... to jakaś tragedia. :P

Ciekawe, że z pewnego punktu widzenia zaczynał się nowy okres w moim życiu z tą pracą (i brakiem wakacji :P), i zaczęłam widzieć i pojąć wszystko trochę inaczej. Przez cały semestr pracowałam obok zajęć, co było po prostu przemęczące, ale odtąd zajmuję się tylko i wyłącznie pracą, czuję się o wiele lepiej, co jest oczywiście zrozumiałe, ale też trochę dziwne. Przecież ja nie chciałam pracować, tylko uczyć się do końca życia. :P Wydaje mi się jednak, że chcąc, nie chcąc, zostałam dorosłym człowiekiem...

Skończyłam więc pierwszy (i przedostatni :P) rok magisterki tłumaczenia, i ciągle jestem przekonana, że to najlepsze studia, na które mogłam się zapisać. Pod koniec czerwca musieliśmy wybrać między tłumaczeniem ustnym a pisemnym (na drugim roku będziemy mieć tylko takie zajęcia, które są związane z pierwszym albo drugim). Oczywiście - dla mnie "oczywiście" - wybrałam pierwsze, więc przede mną długa, ciężka i bolesna droga do rynku pracy. :P Nie żałuję, że nie będę musiała tłumaczyć głupich tekstów (jakie czasami otrzymaliśmy w tym roku), ale nie podoba mi się w tym systemie, że musimy tak koniecznie zerwać z przekładaniem, przecież jest bardzo użyteczne (tak samo jak tłumaczenia ustne dla tych, którzy wolą pisemne). Mam nadzieję, że będę mogła się zapisać na kilka zajęć przekładania (zwłaszcza z węgierskiego na francuski, bo to jest najtrudniejsze, więc najbardziej przydatne).

Poza pracą i uniwersytetem, właśnie miesiąc temu wymalowaliśmy przedpokój. :)

Na zdjęciu nie ma ani wieszaka, ani lustra, więc rzeczywistość nie jest tak.. niebieska. :P

Jeszcze nie pisałam o naszych planach tego lata. Bo praca, na całe szczęście, nie znaczy, że nie będziemy jednak troszeczkę podróżować. ;) Pojutrze wyjeżdżamy do Łotwy na sześć dni, pierwszą i ostatnią noc spędzimy w Rydze, a w międzyczasie...

... odwiedzimy wszystko: miasta, lasy, jeziora i morze ;) 
Już nie mogę się doczekać!!! :)

:(

Przez przypadek usunęłam ostatnią notkę na zawsze. :((

31 marca 2013

Wielkanoc po węgiersku

Nie, nie będę pisać o węgierskich obyczajach wielkanocowych, gdyż są takie same jak te polskie. Pokażę Wam natomiast wiersz, który przełożyłam z węgierskiego właśnie rok temu, z okazji Wielkanocy 2012. (Dziękuję Michałowi za pomoc ;-))
János Pilinszky był jednym z największych węgierskich poetów. Katolik, który musiał jednak cierpieć deportację do obozu w Ravensbrück. Ten wiersz też urodził się z lagrowych przeżyć.

Trzeci dzień

O świcie buczy pochmurne niebo,
zegną się drzewa z Ravensbrücka.
Wszystkie korzenie poczują światło.
Wiatr powstaje. Świat zawoła.

Mogli Go nędzni żołnierze zabić,
może Jego serce już nie pracuje -
Do trzeciego dnia pokonał śmierć.
Et resurrexit tertia die.

Nie mówię, że to taki radosny, wesoły wiersz, ale moim zdaniem bardzo potężny, bardzo przekonujący. Chociaż nie jestem wierząca, ja też poczuję tą pewną moc, że tak, do trzeciego dnia pokonał śmierć, i że to coś cudownego. 

In other news, ale ciągle a propos Wielkanocy: wczoraj wysłuchaliśmy Pasji wg świętego Jana, gorąco polecam wszystkim! Ta pasja jest krótsza od Pasji Mateusza (która na Węgrzech jest bardziej znana), bardziej fascynująca ze względu na muzykę, no i można z niej się nauczyć kilka fajnych niemieckich wyrazów. :)

Wesołych Świąt Wielkanocnych życzę Wszystkim! :)

27 lutego 2013

Obrońmy uniwersytet!

To hasło stało się symbolem walki, która już od dwóch tygodni odbywa się na ELTE, moim ukochanym uniwersytecie. Mówię "walka", ale tak naprawdę chodzi raczej o demonstrację - w pierwszym sensie słowa.

Co się dzieje? 

8 lutego rząd zgłosił obniżkę budżetu każdego uniwersytetu na Węgrzech, co dla ELTE oznacza 4,5 miliarda forintów (ok. 6,5 milionów złotych) mniej. To drastyczna obniżka, zwłaszcza, że obowiązuje na ten rok akademicki, czyli wchodzi w życie z chwilą decyzji. Skutek: rektorzy w szoku, studenci na ulicach, i to nie tylko w Budapeszcie.

Tak się wszystko zaczęło (11 lutego), kiedy masa studentów na ELTE, protestując przeciwko obniżki budżetu, po długiej demonstracji zdecydowali wrócić na kampus i "zająć uniwersytet" (ich wyraz). Weszli w pewną salę, i po rozmowie o sprawach uczelni, poszli spać. W sali. Dzisiaj, czyli dwa tygodnie póżniej, wciąż tam nocują. Lepiej: tam mieszkają. Tak naprawdę nikomu nie przeszkadzają, codziennie organizują rozmowy z różnymi wykładowcami albo innymi inteligentnymi ludźmi (którzy akceptują "kompromitować się"), i, co najważniejsze, każdego wieczoru prowadzą forum, w którym każdy może brać udział. Na tych forach chodzi o aktualne sprawy: budżet, umowę studencką (o czym już pisałam tutaj), nadchodzące demonstracje itd., a przede wszystkim o autonomię uczelni. Wszystko to jest zorganizowane surowo w ramach  demokracji, więc każdy może zadać jakiekolwiek pytanie i każdy może odpowiedzieć cokolwiek, wszyscy zostaną wysłuchani. To czasami może prowadzać do baaaaardzo długiej rozmowy, ale mamy/ją czas. Każde ważne pytanie poddane jest głosowaniu, a wola większości decyduje o każdej sprawie.

Tydzień temu premier Viktor Orban powołał nowego sekretarza stanu zajmującego się wyższą edukacją. Niektórzy mówią, że to nasze zwycięstwo, bo my, studenci, ciągle tu jesteśmy, podczas gdy ludzie, którzy starają się uniemożliwić działanie naszego uniwersytetu, tracą stanowiska. Coś w tym jest.

Ale to jeszcze nie koniec.

Przedwczoraj, czyli w poniedziałek (25 lutego), różne media opublikowały listę profesorów, którzy zostaną zwolnieni z ELTE. O czymś zapomniałam: zostaną zwolnieni PIERWSZEGO MARCA. Pojutrze. Dostali o tym list albo jakiś oficjalny dokument wczoraj. Czyli "Szanowny Panie Profesorze, ma Pan trzy dni, żeby wszystko na uniwersytecie załatwić, a potem nie chcemy tu Pana widzieć. Z poważaniem, data, podpis." Na opublikowanej liście jest na razie 7 profesorów. Bardzo mądrzy, cenni, ważni ludzie. Są specjalistami swoich kierunków. Języko- i literaturoznawcy. A przede wszystkim ludzie, którym uczelnia może być tylko wdzięczna!

Dzięki Bogu, studenci wiedzą, w czym wdzięczność (i szacunek) tkwi: zorganizowali wczoraj żywy łańcuch na kampusie, koło budynków, jako symboliczną obronę naszego uniwersytetu i naszych profesorów. Brałam w niej udział, było to bardzo poruszające przeżycie. Sześciuset studentów i wykładowców trzymało się za rękę koło kampusu. To nie dużo, ale i tak pokazuje, że jakaś solidarność jednak istnieje między studentami i profesorami. Niestety, poza tym poczuciem nie możemy nic zrobić, żeby tych profesorów zachować dla uczelni. Ale może oni teraz odejdą na emeryturę z poczuciem pewności, że warto było pracować na ELTE przez 40-50 lat.

"Za chwilę dalszy ciąg programu."

22 stycznia 2013

plany, języki... jak zawsze :)

Przepraszam za długą ciszę - nie pisałam, bo nie miałam o czym. Wciąż nie mam, naprawdę nic się nie dzieje, sesję skończyłam dwa tygodnie temu, pracy na razie nie mam, bo moje uczennice mają jeszcze egzaminy. Przyszły wyniki stażu, oczywiście nie dostałam, ale nie jestem zaskoczona, wiem, że bez "normalnego" wykształcenia, 3-4 lat pracy i znajomości 4-5 języków nikt nie zostanie przyjęty. :P Trochę jednak jestem zła, bo po co nazywać ten program "praktyka", jeśli studentów albo absolwentów nie akceptują? Normalnie praktyka powinna być przed pracą, nie podczas... Ale nic, nie żałuję, że zostanę na Węgrzech, bo ostatnio, mimo wszystkich idiotycznych polityków i ich decyzji, dobrze się czuję, uwielbiam swoje studia, no i jak zawsze, już planujemy podróże na lato... :) Natomiast, jeśli chodzi o dalsze plany, oczywiście nie chciałabym tu zostać na zawsze. Na razie myślę, że po dyplomu (to znaczy lato 2014) moglibyśmy gdzieś razem wyjechać i pracować przez 2-3 lata, żeby mieć doświadczenie i żeby trochę żyć poza Węgrami. Na szczęście jest wiele państw w Europie, gdzie możemy to spróbować - chodzi mi tutaj o język, nie o możliwości pracy. :P 
Ach, a propos planów, za dwa tygodnie zacznę się uczyć węgierskiego języka migowego, ponieważ to mnie od dawna interesuje, i teraz mogłam się zapisać na kurs. :) A kontynuuję estoński w tym semestrze, bo języków nigdy nie wystarczy. Tylko polskiego brak... :( 

4 stycznia 2013

W nowym roku na razie nic się nie dzieje. Jedyny styczniowy egzamin mam w przyszły czwartek. Czekam na wyniki stażu