22 października 2017

trzy lata póżniej

To nie będzie łatwe, ale muszę jakoś mój polski "reanimować", a ponieważ nie mam teraz żadnych Polaków przy sobie, żeby rozmawiać, postaram się przynajmniej pamiętać pisanie po polsku... Ok, to nie całkowicie prawda: tu w Luksemburgu jest Polaków mnóstwo, więc jeśli naprawdę chciałabym, to podobno mogłabym kogoś znaleźć i poprosić o pomoc. A na razie byłabym bardzo zadowolona, jeśli by mi się udało tę notkę bez 10000 błędów napisać (proszę chyba o za dużo).

Więc... Mieszkam(y) od dwóch lat w przepięknym Luksemburgu - to właściwie kraj z bajek, wszystko jest tak ładne i w porządku i w ogóle spokojne, że dla kogoś chodzącego z Węgier albo nie ważne, którego kraju z Europy Wschodnej/Centralnej, to nierealne, niewiarygodne.

Wszystko się zaczęło w maju 2015 roku, kiedy nareszcie, po nie wiem ilu lat konkursowania (czy to słowo istnieje? :D), dostałam się na staż tłumaczenia w Komisji Europejskiej, a jednostka węgierskich tłumaczy znajduje się tu w Luksemburgu. Staż miał się zacząć w październiku, a przedtem, gdzieś około końca lipca, dowiedziałyśmy, że Fanni też dostała się na (prawie) ten sam staż, ale w Parlamencie Europejskim - instytucja w tym kontekscie całkiem nieważna, bo jednostka, w której ona miała tłumaczyć, znajduje się też w Luksemburgu, około 500 m od jednostki tłumaczy Komisji. Byłyśmy bardzo, bardzo szczęśliwe, że po tylu latach starania się nie tylko się dostałyśmy, lecz dostałyśmy się razem! Szukałyśmy więc i ewentualnie znalazłyśmy pokój dla dwóch, a tam mieszkałyśmy razem przez trzy miesiące od października 2015. Dlaczego tylko tyle, przecież mój staż trwał pięć miesięcy, a staż Fanni sześć miesięcy? Bo niestety się pokłóciłyśmy w grudniu 2015 i już nie jesteśmy przyjaciółkami?... Nie. ;) Bo Benedek otrzymał tu prawdziwą pracę (czyli nie staż) i zaczął w nowej pozycji 4 stycznia 2016, więc musieliśmy (bardzo szybko) znaleźć sobie mieszkania do wynajęcia. Zdążyliśmy - w ostatnim momencie, bo ja wróciłam na Węgry na święta, a podpisałam umowę na mieszkanie, jeśli dobrze pamiętam, około 10 grudnia. 

A w międzyczasie uwielbiałam swój staż, a w ogóle nie chciałam, żeby się skończył... Tłumaczyłam różne teksty (decyzje, dyrektywe, rozporządzenia, ale też komunikaty prasowe) głównie z angielskiego, czasem z francuskiego, na węgierski, a raz nawet miałam streścić węgierski tekst po angielsku. Szczyt mojej kariery. :P Tłumaczenie w sobie nie było super-super interesujące, ale fakt, że te teksty są naprawdę używane w tym bardzo nierealistycznym uniwersum, co się nazywa Unia Europejska, sprawiał, że wszyscy czuliśmy się dumni, że przez pięć miesięcy byliśmy częścią tego świata i tej atmosfery. Niestety, staż się skończył w lutym 2016, ale na szczęście dostałam pracę w biurze tlumaczeń jako project manager(ka), i zaczęłam "prawdziwe", "dorosłe" życie 14 marca. 

Życie w biurze dużo się zmieniło od tej pory, a nie w dobrym sensie - w 2017 dużo ludzi zrezygnowało albo zostało zwolnionych, bo jakoś biuro straciło (nie wiem czy to słowo pasuje do kontekstu) wiele projektów tłumaczeń, którymi się zajmowało przedtem. To są projekty głównie związane z instytucjami UE, czyli Komisją, Parlamentem, Radą itd., a wszystkie te instytucje starają się oszczędzać pieniądze, głównie od tłumaczeń niestety, więc kiedy ogłoszą konkursy, to zawsze biuro z najniższymi cenami wygra. Na szczęście projekt, którym ja się zajmuję, ma jeszcze 3 lata, a potem - a z tego wszyscy jesteśmy pewni - tego projektu też nie będzie. Mam też drugi projekt (oba tlumaczenia dla Komisji, ale dla dwóch różnych DG/dyrekcji generalnych), który trwa jeszcze 1,5 lat, a potem też go już podobno nie będzie. A nie dość, że projektów mamy coraz mniej, pracy w istniejących projektach też mamy coraz mniej, bo Komisja np. wysyła coraz mniej tekstów do tłumaczenia. :( Niestety nie ma żadnej nadziei, że ta sytuacja się zmieni, więc zostanę tam tak długo jak a) nie zostanę zwolniona albo b) nie znajdę czegoś innego. 

Co do prywatnego życia, wszystko w jak najlepszym porządku:), bardzo lubimy tu żyć i na razie nie planujemy wrócić na Węgry (ja wracam co miesiąc na weekend, żeby wszystkich szybko odwiedzić), dużo podróżujemy i w ogóle cieszymi się, że ten mój staż skierował nas do Luksemburga. :)

Nic nie obiecuję na razie, ale mam nadzieję, że nie będziecie musieli trzy lata czekać na następną notkę! ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz