7 kwietnia 2012

Örkény 100

Patrzmy w przyszłość z zaufaniem!

Za sto albo sto piętnaście lat nagle usłyszymy bicie dzwonów we wszystkich wsiach i we wszystkich miastach. Wielu nawet tego nie zauważy, a przecież dźwięk ten będzie sygnałem wielkich zmian.

Do tego czasu odnowiony Pałac Wyszehradzki będzie prawdziwą perłą, z wielkimi salami i wiszącymi ogrodami. Na uroczystej inauguracji – na to dzwony będą zwracać uwagę – kilku starych ludzi będzie miało łzy w oczach. Wtedy nadejdzie wielka i od dawna wyczekiwana chwila, kiedy to skończy się tysiącletnia seria nieszczęść.

Wyszehrad będzie stolicą nie tylko tego małego kraju, ale całej Węgierskiej Republiki Naddunajskiej, której granice będą obmywane przez cztery albo pięć mórz. Republika będzie nazywana „Naddunajską”, żeby jej nie pomylić z inną, Węgierską Republiką Dolnego Renu. Ta druga nie będzie zamieszkana przez Węgrów, tylko przez dolnoreńczyków, którzy przejęli nazwę „Węgier”, żeby to im przynosiło szczęście.

Nie można opisać, jak dobre będzie wtedy bycie Węgrem! Wystarczy może powiedzieć, że wówczas – za niemal sto piętnaście lat – słowo „węgier” zostanie czasownikiem, którego będą używały wszystkie języki i które będzie miało tylko dobre konnotacje.

„Węgrować” po francusku będzie znaczyło dużo pić. Po hiszpańsku: znaleźć pieniądze na ulicy i je podnieść. W dialekcie katalońskim: nie boli mnie już w pasie. A jeśli ktoś w Londynie powie „I am going węgrować” (czyli dosłownie: idę węgrować), to znaczy: Widzisz tam przepiękną kobietę? Podchodzę do niej, a potem idziemy do domu i... (tu pada brzydkie słowo).

Inny przykład: ja węgruję, ty węgrujesz, on węgruje będzie znaczyło w siedmiu językach cywilizowanych (po norwesku, po grecku, po bułgarsku, po baskijsku itd.): Jem (jesz, je) smażoną kaczkę z sałatką ogórkową, podczas gdy Yehudi Menuhin gra na skrzypcach.

Dalej. „Mamo, mogę iść powęgrować? – Możesz!” po łotewsku będzie oznaczało, że chłopczyk chce pójść do kina, a jego matka po krótkim ociąganiu się pozwala, chociaż film jest dla dorosłych.

Ale zostawmy inne kraje! U nas też wiele rzeczy będzie inaczej nazywane. Na przykład, zamiast wanilii, obcego słowa, będziemy używać „wojny”, która i tak już straciła pierwsze znaczenie. W cukierni wyszehradzkiej będą zatem napisane nazwy lodów: truskawkowe, adwokatowe, wojenne, czekoladowe.

Tak będziemy żyć. Do tego czasu musimy wytrzymać tych parę lat.   

(originałna wersja: http://mek.niif.hu/06300/06345/06345.htm#50)

Jak zawsze, dziękuję Michałowi za współpracę! :)

2 komentarze:

  1. Piękne! Ach, ale już teraz dobrze być Węgrem, z uwagi na wino, pottyose i wiosnę, która nadchodzi juz w marcu!

    Pozdrawiam, Chrupka

    OdpowiedzUsuń