3 grudnia 2010

Moje miasto marzeń, czyli powrót do dobrego humoru :-)

Dzięki Michałowi, mam o czym pisać... :-)

Kiedy ktoś zapytał, które miasto jest moim miastem marzeń, jasne było, że na to pytanie istnieje jedna odpowiedź: Paryż. Tak było. Ciekawe jest to, dlaczego zmieniłam zdanie? Czy naprawdę zmieniałam zdanie? To pewne, że przez kilka lat moim największym marzeniem była podróż do Paryża i w 2007 spełniłam to marzenie. Właśnie wtedy, kiedy tam byłam, nic specjalnego nie czułam poza świadomością, że powinnam coś czuć. :-P A kiedy wróciłam po 25 dniach do domu, wtedy, dopiero wtedy zauważyłam, jak bardzo zakochałam się w Paryżu! Pytanie czy tylko z daleka lubiłam/lubię to miasto? Odpowiedź: nie. Kiedy w 2009 wracałam, z przyjaciółką, po raz drugi, w każdym momencie tej podróży czułam, że przeżyję coś wyjątkowego. Ciekawe jest to, że kiedy wracałam po raz treci w tym roku z chłopakiem, żeby obchodzić nasze pierwsze urodziny (:-)), Paryż nie był aż tak atrakcyjny. Przynajmniej dla mnie. Chyba właśnie dlatego, że tym razem nie miasto, ale MY byliśmy ważni...? Nie wiem. Dzisiaj Paryż ciągle jest snem, ponieważ tylko marzenie mam o tym, co tam na mnie czeka w lutym.
Drugie miasto, które walczy o honorowy tytuł "Miasto marzeń Very", jest Warszawa, to oczywiste. Po prostu ją kocham, nic więcej nie mogę powiedzieć. Mimo tego, miasto, w którym obecnie żyję, nie jest miastem moich marzeń. Jest bardzo ładne, atrakcyjne, ma wszystko, co potrzebne, a ja je kocham. Mimo wszystko, nie jest moim miastem marzeń, bo tu żyję, i jest... tak realne, tak zwykłe, tak miłe, tak kochane. :-) Dla mnie wyraz "miasto marzeń" znaczy coś bardziej abstrakcyjnego, miejsce, dokąd pojechać nie można tak łatwo.
Dzisiaj nie mam miasta marzeń, albo być może, że mam, tylko nie zauważam... :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz