22 stycznia 2011

Warszawskie kolorowe dni

"Już dziś wyruszaj ze mną tam, zobaczysz jak przywita pięknie nas warszawski dzień..." 
(Niemen)

Wróciłam. "Na zawsze", jak mówiła Sofia w Polonicum. Nie chciałam. :( Siedząc w pociągu nocą, około Katowic zauważyłam, że opuszczę Polskę... Nie chciałam. 
Z egzaminów dostałam piątki, oprócz "Transformacji w Polsce po 1989 roku" (3.5). Na polskim Juli napisała najlepszy test (48/50 punktów), ja drugi najlepszy, a Emmanuel trzeci najlepszy, gratuluję nam. :P Niestety, nie mogę być zadowolona, ponieważ ten test nie był tak naprawdę trudny. 
Ostatnie dni nie były najlepsze, jednak spróbowałam robić wszystko to, co planowałam. Dopiero we wtorek byłyśmy na Tarasie Widokowym, w środę pojechałam na Cmentarz Powązkowski i Żydowski. W czwartek mieliśmy ostatnie zajęcia w Polonicum - jesteśmy bardzo niegrzecznymi studentami, w ogóle nie podziękowaliśmy Pani Ani... (Nawet jeśli ja osobiście nie jestem zadowolona z jej pracy.) Tego samego dnia zjadłam kolację z Emmanuelem w Zapiecku, byłam (i jestem) mu wdzięczna, że nie byłam sama ostatnim wieczorem. W piątek, czyli wczoraj, cały dzień się pakowałam, wyprowadziłam się z akademiku, ostatni raz pojechałam do Polonicum, żeby otrzymać certyfikat o lektoracie, no i w końcu opuściłam Warszawę. 

Smutna jestem. Brak mi miasta, w którym żyłam przez cztery miesiące, w którym (choć nie tyle, ile bym chciała) uczyłam się polskiego, w którym nareszcie codziennie czytałam coś po polsku, w którym po raz pierwszy mieszkałam w akademiku, w którym byłam w polskim środowisku... Brak mi Juli, brak mi naszego pokoju, naszych współnych doświadczeń, brak mi nawet Polonicum, brak mi całego tego życia, brak mi Warszawy. 

Na razie nie zamknę tego bloga, być może później (też) będę miała ochotę pisać po polsku... :) Ale nic nie obiecuję. 

Dziękuję, Warszawo, za ten semestr. "Zostawiłam tam kolorowe sny..." :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz