11 stycznia 2012

... i polskie rozpoczęcie :)

W poniedziałek przyszły wyniki mojego egzaminu polskiego... Zdałam! :))) Z niedowierzaniem patrzyłam na procenty, ponieważ są dosyć wysokie: 
Rozumienie ze słuchu: 85%
Część ustna: 88%
Rozumienie tekstów (czytanych): 90%
Pisanie tekstów: 100% 
W całości: 91% :)
Nie jestem przekonana, czy zasłużyłam na ten wynik, zwłaszcza z ostatniej części, ale lepiej się cieszyć, niż się niepokoić. :)

Poza polskim też wszystko w porządku, ostatni egzamin mam w piątek. Napisałam "wszystko"? Chyba przesadzam, bo np. moja przyszłość ciągle nie jest w porządku. Oczywiście z powodu polityki, bo niedawno zmienili prawo dotyczące uczelni. Najważniejszą decyzją jest to, że od września 2012 około 33.000 studentów może się dostać na bezpłatne studia (pierwszego i drugiego stopnia razem), podczas gdy w zeszłym (czyli w tym) roku akademickim było więcej niż 50.000. Należy zwrócić uwagę na to, że chociaż ta decyzja sama w sobie nie jest zła - bo dotąd prawie wszyscy mogli się uczyć za darmo, co moim zdaniem nie jest uzasadnione, przecież studia nie są obowiązkowe -, ale jednocześnie opłata została zwiększona dwukrotnie, a ci, którzy się jednak dostaną na bezpłatne studia, będą musieli podpisać tak zwaną umowę, w której obiecają, że po studiach zostaną w kraju i będą tutaj pracować, żeby w ten sposób spłacić koszt studiów państwu. To znaczy zostaną w kraju przez przynajmniej trzy lata. Widzę w tym rację, bo, jak wyżej pisałąm, moim zdaniem nie możemy się uczyć tak za darmo (wystarczy tylko rzucić okien na budżety uniwersyteckie), jak dotąd robiliśmy, ale uważam, że wszyscy muszą to zrozumieć sami, a państwo nie ma prawa ograniczać życia studentów. 
Dotąd studia były albo bezpłatne, albo płatne. Wszyscy, którzy zdążyli zdać maturę (u nas sama matura się liczy, nie ma dodatkowych egzaminów wstępowych) dosyć dobrze, zostali przyjęci na bezpłatne, to znaczy 8 semestrów bezpłatnych (jeśli ktoś się uczy na BA przez cztery lata). Ci, którzy nie zdążyli, mogli się uczyć płatnie. Po każdym roku akademickim jakiś komitet sprawdza wyniki wszystkich studentów, i najlepsze 10% studentów płacących zostaje przyjętych na studia bezpłatne, jak i odwrotnie: najgorsze 10% studentów, którzy nie płacą, zostaje wysłanych na studia płatne. Oczywiście proporcje nie są zrównoważone, z 1000 studentów około 50 płaci. 
Od września będą trzy rodzaje studiów: 1. bezpłatne, a wtedy trzeba podpisać umowę, 2. częściowo płatne, o tym szczegóły jeszcze nie są znane..., 3. płatne. 
Co już wiemy i co jest naprawdę straszne, zamiast 4900, w przyszłym roku (akademickim) 250 studentów zostanie przyjętych na studia bezpłatne ekonomii w całym kraju, a na prawo 100 zamiast 800. Mamy prawdziwy powód myśleć, że rząd się boi ekonomistów i prawników... Liczby osób przyjętych na inne kierunki nie są znane. Boimy się.  

2 komentarze:

  1. Drobna polemika :)

    O ile reformy wprowadzane przez waszego wodza trochę mnie martwią, bo to wszystko idzie w dziwnym kierunku, nie można zakładać, że wszystko, co robi sprowadza się do jednego celu: wykształcić bezwolne masy, by łatwiej nimi rządzić.

    Reformy edukacji, choć w ogóle jakiekolwiek reformy, to sprawa kontrowersyjna i jak wiadomo, jeśli wprowadza je prawica, lewicowi wyborcy będą się burzyć, że odbiera się równe szanse i na odwrót, jeśli lewica zarządza swoje reformy, wówczas z prawej strony dochodzą krzyki, że wydaje się pieniądze na "nierobów"...

    Ale skupię się na tym, co napisałaś i co ja o tym sądzę :)

    Działający dotychczas system węgierski z zasady bardzo mi się podobał, chociaż nie znałem jego szczegółów. Uważam jednak, że obłożenie ostatnich miejsc na listach przyjętych opłatami, jest bardzo dobrym pomysłem, eliminuje bowiem osoby, które absolutnie się kierunkiem nie interesują, ale idą, bo są wolne miejsca, słowem, dostają się z przypadku.

    Płatność studiów zawsze budzi grozę :) W tym wypadku uważam, że dobrym rozwiązaniem jest system (działający póki co) francuski: drobna (może dla obcokrajowca z "L'Europe de l'Est" nie taka drobna, ale myślę o Francuzach ogólnie), coroczna opłata za studia, która usprawnia działanie administracji jest jakimś rozwiązaniem. 170eur/rok może każdy, nawet de l'Est, wytrzymać. Z kolei "biedni" studenci, otrzymujący stypendium socjalne, płacą 6 eur/ rok.

    "a ci, którzy się jednak dostają na bezpłatne studia, będą musieli podpisać tak zwaną umowę, w której obiecają, że po studiach zostaną w kraju i będą tutaj pracować, żeby w ten sposób spłacić koszt studiów państwu."

    To mi się już bardzo nie podoba! Pod tym względem jestem bardzo lewicowy, a takie zagrywki pachną mi Białorusią (jeśli chcesz studiować za granicą, po studiach musisz 5 lat odpracować fizycznie na Białorusi fakt, że przez ten czas nie było Cię w kraju...). Żyjąc dziś w Europie i chcąc korzystać z jej zasobów, trzeba też coś od siebie dać, a pomysł, że wszyscy chcą na hurra! wyjechać jest idiotyczny. I tak niewielki odsetek, może z 5-10% po studiach wyjedzie z kraju. A tak, przymusza się tysiące ludzi do siedzenia w domu.

    "Co już wiemy i co jest naprawdę straszne, zamiast 4900, w przyszłym roku (akademickim) 250 studentów zostanie przyjętych na studia bezpłatne ekonomii w całym kraju, a na prawo 100 zamiast 800."

    Wbrew pozorom to nie jest takie straszne. Sam uważam, że uczelnie przyjmują za dużo studentów w ogóle. Vero, ile Węgry mają mieszkańców? Czy w 15-milionowym państwie potrzeba co roku 800 nowych prawników? Wiem, że dość brutalne skrojenie tej liczby jest szokujące, ale ostatecznie uważam, że gdyby ci wszyscy ludzie kończyli prawo (załóżmy nawet, że skończy ich ostatecznie 400-500 osób), to przecież 60% z nich nie znajdzie nigdy pracy w zawodzie. Świat nie pragnie aż tak bardzo tak dużej liczby prawników, a młodzi ludzie myślą, mam wrażenie, że każdy z nich będzie wygłaszać mowy w sali sądowej... Może to zachęci młodych ludzi do poszukiwania zawodów technicznych, ale tu nie mogę więcej powiedzieć, bo nie wiemy, jak tam wasz kochany Viktor rozprawi się z politechnikami :)

    Pozdrawiam i czekam na dalszy rozwój wypadków (i częstych notek :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za mądry i długi komentarz :)
      Odpowiem tylko na (przed:P)ostatni akapit, bo z resztą się zgadzam całkowicie.
      1. Na Węgrzech mieszkańców jest około dziesięciu milionów :P to tylko nuance.
      2. Zapewnie nie potrzebujemy co roku 800 nowych prawników, ale tu nie chodzi o to, czy państwo potrzebuje czy nie, ale o to, że ten nowy system jest po prostu niesprawiedliwy, bo pozwala studiować tylko i wylącznie bogatym ludziom (jeśli nie liczymy tych 100, którzy po podpisaniu umowy mogą się uczyć bezpłatnie). Dodam jeszcze, że tu nie chodzi o kwestię pracy, bo na przykład na filologii zmiana nie była aż tak radykalna (1000 osób minus, jeśli dobrze pamiętam) - czy oni (my) znajdą pracę? Nie. Prawnicy mają znacznie więcej szans. Nie mówiąc o możliwościach prac zagranicznych.
      3. Ekonomistów też było za dużo, chyba nikt nie myśli, że co roku 4900 jest potrzebnych. Ale ta zmiana jest jeszcze bardziej szokująca, niż ta z prawnikami... Jeśli 4900 osób to za dużo, ja uważam, że 250 to za mało. Głównie, że chodzi o cały kraj! Mamy dużo uczelni, oczywiście ekonomia nie jest wszędzie, ale na sam Corvinus - największy uniwersytet ekonomiczny w Bpcie - co roku dostaje się około 20.000 studentów (wśród których 4900 nie płaci)! I nie chodzi tylko o 'ekonomię-ekonomię', ale też o ekonomię międzynarodową, o księgowanie, o wszystkie kierunki związane z ekonomią...
      4. Moim zdaniem problem naduczenia się (moje słowo :P chodzi o to, że za dużo jest nam na uniwersytetach) powinniśmy rozwiązać egzaminami wstępowymi. Teraz ich nie ma, i jak w notce napisałam, sama matura zdecyduje, czy ktoś zostanie studentem czy nie. Przyznajmy, matura nie wystarczy, ale to jest właśnie to koło diabełskie, poniważ uniwersytet potrzebuje jak najwięcej studentów, żeby dostać jak najwyższą sumę od państwa. Więc matura jest zabawą, wszyscy ją zdają, wszyscy idą na uniwersytet za darmo i voila, uniwersytety potrzebują pieniędzy z innego źródła: państwa. A państwo tyle pieniędzy nie ma... Jeśli mielibyśmy egzaminy wstępowe, to może były prestyż uniwersytetów i bycia studentem wracałby. Ale ta dzisiejsza decyzja nie jest rozwiązaniem, diskryminuje tych, którzy nie mogą się pozwalać pół miliona forintów co semestru.

      ;)
      (przepraszam za błędy, jest 23:54 :P)

      Usuń