31 grudnia 2011

2011

Mam dwa przymiotniki, żeby opisać ten rok: bogaty i burzliwy. Bogaty, bo dużo nowych rzeczy się nauczyłam, burzliwy, bo niektóre z tych rzeczy nie były najfajniesze. Przeżyłam nowe uczucia, poznałam nowe miejsca, ale w bardzo burzliwy sposób. 
Ten rok można podzielać na dwie części: pierwsza połowa roku w Paryżu, druga połowa w Budapeszcie. Co prawda, styczeń spędziłam jeszcze w Warszawie, ale ten styczeń należy raczej do 2010 roku. Od lutego do końca czerwca mieszkałam w Paryżu, w tym okresie wcale nie pisałam na tym blogu, po prostu pisanie po polsku nie było potrzebne - miałam przy sobie Michała i z Nim codzienną możliwość ćwiczenia  polskiego. Jednak, mimo polskiego i szczęścia, że nareszcie nie tylko uczę się, lecz coraz bardziej używam tego języka, ten semestr nie był radosny. Był raczej... burzliwy. :P Uczucia zmieniły się szybko i znienacka, a Paryż został nagle szarym, smutnym miastem, w którym dalej żyć nie można. Powodem tej zmiany był mój narzeczony:) i moi przyjaciele, których nie miałam przy sobie. Michał nie mógł pomóć, chociaż z Nim spędziłam same szczęśliwe chwile. :) Po prostu tęskniłam i tylko powrót na Węgry był na to lekarstwem.
Druga, czyli ta budapeszteńska połowa była o wiele spokojniesza, ale tak samo bogata, jak pierwsza. O tym już tu pisałam, więc nie będę siebie powtarzać.  

Niektórzy już pytają nas o ślubu. W 2012 nie planujemy wziąć ślubu, więc spokojnie, wszystko w swoim czasie. Ja osobiście chciałabym dwie rzeczy: 1. Żeby mnie przyjęli na magisterkę (byle którą). 2. Żebym dostała pracę, którą lubię. I trzecie, bo na Węgrzech mówimy, że "trzy są węgierskie prawdy", nie wiem, dlaczego, więc 3. Żeby wszystko, co w moim i waszym życiu jest dobre, było tak samo w przyszłym roku.

Życzę Wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz