26 maja 2012

Co dalej?

Już w ogóle nie wiem, co ze mną będzie. Co ciekawe, przez wiele lat byłam przekonana, że chcę być nauczycielką (czego? to zawsze zależało od mojego aktualnego ulubionego przedmiotu :P), a póżniej, w czasach gimnazjum chciałam być przewodniczką (jakiś tam język francuski chyba miał na mnie wpływ...), a jeszcze póżniej, czyli gdzieś koło matury zdecydowałam, że będę tłumaczką. Oczywiście z francuskiego. Skąd ta miłość do francuskiego, tego do dzisiaj nie wiem. A potem, kiedy zaczęłam uczyć się polskiego, plany trochę się zmieniły i teraz chcę być tłumaczką z francuskiego i polskiego. Jeśli trzeba będzie, to również z angielskiego, ale to niechętnie. 

Teraz zastanówmy się nad następnym pytaniem: jak zostać tłumaczką francuskiego i polskiego? Tak się idealnie składa, że na uniwersytecie organizują kierunek tłumaczenia ze wszystkich języków, które studenci mogą studiować, czyli na przykład z angielskiego, z francuskiego, z polskiego, z estońskiego, z węgierskiego, z słowackiego, z rosyjskiego, z niemieckiego i wielu innych. Wtedy szczęśliwy student oraz szczęśliwa studentka mogą mieć wspólne wykłady (ew. prowadzone po węgiersku) i różne inne zajęcia, które są prowadzone w danym języku (w moim przypadku po francusku i po polsku) i które są po to, żeby studenci się nauczyli tłumaczyć właśnie z tego danego języka na węgierski / na drugi język obcy. Czyli zajęcia praktyki tłumaczenia. 
Oby tak było! Ale tak nie jest. Chociaż, a ja to już parę razy powtarzałam, nowych wykładowców/nauczycieli/lektorów nie trzeba zatrudniać, bo oni już pracują na różnych katedrach, po prostu trzeba im dać dodatkowe zajęcia. To brzmi może głupio, ale można to jakoś zorganizować. Co do teorii, jeśli z danego tematu nie ma wykładowców, to można poprosić zawodowych tłumaczy, żeby prowadzili niektóre wykłady.

OK, a teraz: jak to się działa w węgierskiej rzeczywistości? Najpierw należy wiedzieć, że na Węgrzech wciąż się uważa, że angielski, niemiecki i francuski są najważniejszymi językami obcymi. Jak najbardziej! Ale jednocześnie ci, którzy organizują katedrę tłumaczenia (na którymkolwiek uniwersytecie, nie tylko na ELTE), jakoś zapominają o fakcie, że już wszyscy mówią po angielsku i albo po niemiecku, albo po francusku. To problem numer 1. Problem numer 2 to skutek tego myslenia: z innych języków nie można po prostu osiągnąć dyplomu tłumaczenia! Nie, już siebie poprawiam: do tego roku to było niemożliwe. Ale teraz! Od przyszłego roku będzie można studiować tłumaczenie z wybranego języka słowiańskiego na węgierski. To znaczy również z polskiego. Dlaczego nie jestem więc w siódmym niebie? :P Już mówię... Bo to kształcenie nie jest magisterką, gdyż trwa tylko rok (co nie jest akurat problemem, im prędzej, tym lepiej) i z tego samego powodu jest płatne, kosztuje w sumie 8000 złotych. Nie ma tu także opcji więcej języków, no i w ogóle nic nie wiadomo o zajęciach itd., ponieważ to jest zupełnie nowym kierunkiem. 
Druga (raczej pierwsza) możliwość to "zwyczajna" katedra tłumaczenia, czyli ta z ang-fra-deutsch. To jest magisterka, trwa dwa lata, a jeśli mam szczęście, to mogę za darmo studiować. Już nie mówię o tym, że jeśli się dostanę na tę magisterkę, to będę musiała podpisać tak zwaną "umowę studencką", według której po ukończeniu studiów będę musiała pracować na Węgrzech przez cztery lata kiedykolwiek w następnych dwudziestu latach... 

Mam więc teraz dwie drogi przed sobą, obydwie prowadzą do pracy tłumaczki, ale nie wiadomo, z którego języka. Aktualnie nie mogę sobie wybrażać mojego życia bez uczenia się polskiego, więc spróbuję zrobić dwie rzeczy naraz i dostać się i na bezpłatną magisterkę fr-ang i na płatne kształcenie pl-hu. A potem zobaczymy, czy to jest możliwe. Jeśli nie, to zacznę z polskim (albo nie). :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz